Prolog
Następna notatka za chwilę, bo raczej nie myślę, by
prolog miał sens bez 1 rozdziału. Więc serdecznie zapraszam ;D
- -Niesamowite prawda?- spytał profesor Radewski generała Różyckiego, który siedział za lustrem weneckim i bacznie obserwował pracę konstruktorów.
- -Rzecz jak każda. Nic nadzwyczajnego.Szczerze cały ten pomysł z bronią mi się nie podoba.
- -Czemu? Przecież z nią nasze wojska będą przewyższać samą Legię Cudzoziemską, możemy pomagać....-nie skończył, ponieważ generał przerwał mu ostrym tonem.
- -Ponieważ mają ją ludzie! Nie przepadam za Panem, Panie profesorze, ale uważam Pana na tyle bystrego, by przewidzieć dokąd prowadzą człowieka ,,dobre” wynalazki!-wybuchnął Różycki. Miał powoli dosyć tego, że wszyscy uważali nową broń za cudo, choć na pewno było jednym-śmiercią.-To tak jak z ogniem. Nasi przodkowie wymyślili go, by piec jedzenie. Chcieli dobrze, a my jak z tego korzystamy? Niszczymy. Palimy budynki, robimy bomby, podpalamy nawet ludzi. Chyba taki przykład Panu starczy?
- -Tak. Jednak myślę, że wszystko będzie w porządku. Miejmy nadzieję, że Polska nie pójdzie w ślady pańskiego scenariusza.-powiedział wyniośle Radewski. Przecież nie wierzył w głupią przyszłość wymyśloną przez generała, a jednak miał wątpliwości.
- -Miejmy nadzieję.-odburknął Różycki i oboje powrócili do oglądania nowej broni na pozór nic nieznaczącej Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz