Polski wywiad

Polski wywiad
,,NIE MOŻNA TWIERDZIĆ, ŻE CYWILIZACJA SIĘ NIE ROZWIJA. WSZAK W KAŻDEJ NOWEJ WOJNIE ZABIJAJĄ LUDZI W ULEPSZONY SPOSÓB"

poniedziałek, 15 września 2014

Choroba

Niestety nie będzie notek przez następne tygodnie, gdyż jadę do szpitala. Zostane tam przez czas nieokreślony, a laptop niestety musi zostać w domu. Przepraszam :"(((

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 7: Wilki

O co mu chodzi? Jak to ,,Jęczysz tak samo jak braciszek"? Co to ma być? Lok, nigdy, ale to przenigdy nie zadawałby się z Tonym. On w ogóle się z nikim nie zadawał! To nie ma żadnego sensu. I jeszcze jedno pytanie. Czemu Lok jęczał? Z bólu? To najbardziej prawdobodobne. Ale skoro Tony przy tym był, a on ma coś nie tak pod czaszką i skoro mój brat skamlał. to....
- Biedny Lok, biedny, biedny...współczuję straty.- potwierdza moje przypuszczenia głosem smutnym, a jednocześnie wesołym.- Młody był, bardzo młody. Ginął wolno, ale na pewno pozostanie w naszych sercach.- przedrzeźnia przemowy, które można usłyszeć na stypach. A ja zastanawiam się co dzieje się w jego umyśle. Po prostu boję się go!
- Ale spokojnie ja mu ,,nie pomogłem" jeśli o to się martwisz. Mogę ci wszystko opowiedzieć. A, więc wszystko zaczęło się w Polsce...- nie kończy, bo słyszymy  ,,wybuch" i samochód  przewala się na lewą stronę. Wszystko dzieje się tak szybko. Słyszę rozpryskiwaną szybę. ,, Frajerze!" wypowiedziane przez Tonego. Czuję moje rozrywane ciało przez kawałki szkła. Wszystko ciemnieje.Nie żyję.

Czuję podnoszony samochód. Ktoś wyciąga mnie z pod auta. Bardzo szczypie mnie w ręce. Na pewno są poranione. Chciałabym leżeć i się nie ruszać. Wtedy przynajmniej nie boli.
- Uuuu..ręka  pokaleczona. Cała sukienka zakrwawiona.- wrzeszczy do Cleronta.
-Żyje?
- Nie, śpiewa. Jasne, że żyje kretynie. No już Kinia, wstawaj!- mówi pociągając mnie za do siebie.Odwraca mnie w stronę pułkownika. Przyglądam mu się mrużąc oczy.
- W porządku?- pyta odgarniając mi kosmyk włosów Cleront.
-Mym..ym...- zapomniałam, że nie mogę mówić. To strasznie utrudnia.
- Co jest?- podnosi wzrok na Tonego.
- Restyn zabrał jej głos, ale to przejdzie za tak 3 dni.- odpowiada Berl.
- No ja myślę..- patrzy na mojego byłego nauczyciela strzelania.- Weź ją opatrz, a ja wymienię oponę w wozie.- oznajmia podchodząc do czarnego, przewróconego pojazdu. Dopiero, kiedy Tony wyciąga mi kawałki szkła z ręki przyglądam się ranie.Przezroczyste odłamki są wbite w moją prawą rękę. Widać, że to rana otwarta. Bardzo mocno krwawi. Zresztą nie dziwne. Mam ok 18 kawałków szkła w ciele. Na pewno będę miała blizny. Kiedy wszystkie ciała obce są już usunięte Tony polewa rozcięcia wodą i wiąże na nich bluzkę. To chyba ma służyć jako bandaż.
- Masz gdzieś jeszcze rany?
Chcę odpowiedzieć, ale przerywa mi Cleront.
- Tony weź mi pomóż!
- Nie potrafisz ogarnąć głupiej opony?! Jesteś większym matołem niż myślałem.
Tony odchodzi a ja rozglądam się po okolicy. Jestem na jakiejś łące. A tak 6 metrów ode mnie znajduje się las. Tylko 6 metrow, a oni są zajęci. Doskonały moment na ucieczkę. Dobra na 3.   1..2...3!! Biegnę ile sił w nogach. W lesie juz mnie nie znajdą. Będę bezpieczna!! W koncu. Nagle upadam pod wplywem kulki w moim ramieniu. Ktoś mnie trafił! Leżę na trawie. Tony podchodzi do mnie i wklada pistolet pod pasek. To on strzelił. Berl wyciąga wykałaczkę i i wyjmuje mi nią kulkę. Ja niemo krzyczę z bolu. Cleront podchodzi do Tonego i mowi mu coś do ucha. Berl podnosi mnie, patrzy w oczy i przytakuje.Idzie do bagaznika podniesionego juz samochodu, wyjmuje 2 klatki i kieruje sie w stronę lasu. O co chodzi? Po jakiś 4 minutach Cleront dostaje smsa. Czyta i uśmiecha się, co mnie przeraza. Patrzy na mnie i po chwili ogłusza.


Kiedy się budzę widzę, ze jestem w lesie. Leżę. A przed sobą mam 2 wilki zamknięte w klatkach. Z ich pyska leci ślina, a same zwierzęta patrzą na mnie zabojczym spojrzeniem. Zanim im się dokładnie przyjrzę ich klatki zostają otwarte.

Nie wiem, kiedy będzie następna notka. Musicie wchodzic sprawdzac. Sorka, ale mam duzo na głowie.



wtorek, 2 września 2014

Rozdział 6 Tony i Lok

Przepraszam, że notka taka krotka i tak późno, ale miałam dziś dużo spraw. Proszę o komentarze (przynajmniej wiem, że dla kogoś piszę). Notka w poniedziałek.

Dotykam ręką podłogi. Próbuję się złapać jakby była jedyną rzeczą, która utrzyma mnie przy życiu. Dziwię się, bo podłożę się rusza. Leci prosto i nie zatrzymuje się. Widzę sam rozmazany obraz. Mrużę oczy i oddycham głęboko, by wyostrzyć wzrok. Nie udaję mi się. Próbuję jeszcze raz. Udaje się!!!!!! Rozglądam się po otoczeniu. Leżę na podłodze w samochodzie. Taka jakby mini- ciężarówka. Próbuję wstać. Łapię się wgłębienia w oknie i podnoszę się. Czuję się troszkę słabo, ale nic na to nie poradzę. Kiedy już stoję wyglądam przez szybę. Przyciemniana....Nie!!! Z resztą czego ja się spodziewałam?! Zostałam porwana! Nie pozwolą mi na żadne ,,wybryki". Patrzę w okna.
- Tutaj jest za zimno dla ciebie słoneczko!- mówi z troską Tony zakładając mi na plecy kocyk.Chcę mu coś powiedzieć, ale nie daję rady zamiast tego wydaję z siebie głuchy jęk.
- Odebranie zdolności mowy. Niesamowite!- ekscytuje się.- Są jeszcze jakieś skutki uboczne mojego specyfiku?- ciągnie mnie za rękę i ogląda.- Nie, raczej nie. Staje przede mną uśmiechając się. Kieruję mu zabójcze spojrzenie. Gdybym mogła, poważnie bym go zabiła, go i Cleronta, ale mam swoje zasady i nic ani nikt mi ich nie odbierze. Nie ma bata. Mój oprawca siada przy ścianie i rozpoczyna rozmowę uśmiechając się promiennie:
- A, więc Kiniu jedziemy  do Polski, byś trochę poszpiegowała dla W.I.N.D. Ale musimy się jeszcze poznać, więc zagramy w gierkę integracyjną. ja jestem Tony Berl. Uwielbiam oglądać seriale. Gotować, strzelać z pistoletu, robić różnego rodzaju trutki, spotykać się z kumplami, grać na gitarze oraz śpiewać. Moją życiową ambicją jest ,,pomaganie ludziom". Pomagam im w największym problemie jaki mają- w wierze. Widzisz Kiniu, kiedy wracasz z jakiegoś wydarzenia do domu to myślisz, że bezpiecznie wrócisz...,że twojemu życi nic nie zagraża...to jest błąd, który ja muszę naprawiać....zabijając..- mówi z promiennym uśmiechem. Nie rozumiem tego toku rozumowania. Tony jest chory!!! Nagle samochód podskakuję pod wplywem wyboistej drogi. Uderzam głową o dach. Wydaję z siebie głuchy jęk. Patrzę na Tonego i czekam na jego reakcje. On przenika mnie swoimi zielonymi oczami.
- Skąd ja ten znam ten dźwięk?- Patrzy w górę na okno, którego wcześniej nie zauważyłam i które jest jednym źródłem światła tutaj.Nagle uśmiecha się ironicznie. Niepokoi mnie to.- Jęczysz tak samo jak braciszek...


piątek, 29 sierpnia 2014

Bonus: Kida

Trzy razy tak!!!! Dziękujemy za przyjście do ,, Mam talent"!! xD Ale teraz poważnie. Chciałam podziękować Mad za narysowanie swoimi własnymi rękami Kidy. Właśnie tak wygląda Pelloni. Dziękuję za Twoją pracę, poświęcenie, nie poddanie się oraz wysłuchiwania moich oczekiwań. Jesteś najlepsza!!!Wszyscy czekamy jeszcze na Loka xD <3







środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 5 ,, Kto dużo wypije ten nie tylko przytyje"

 Następna notka już ba bank we wtorek. Bardzo przepraszam, za wczoraj mam nadzieje, że nadal będziecie czytać i się nie wkurzyliście <3
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Jak mogłaś być w Centrum i nie kupić sobie żadnej sukienki?- krzyczy na mnie Robyn.
 Dalej stoję jak zamurowana, ale po chwili się uspokajam.
- Już się bałam , że chodzi o coś poważnego, a tobie chodzi tylko o to.-uśmiecham się blado.
-Tak chodzi mi o sukienkę. Przejrzałam każdy centymetr twojej szafy...
- I co?- przerywam.
- Jesteś totalnym bezguściem! Nie masz w sobie ani krzty gustu!
-Po to jesteś ty!- żartuję, a jednocześnie mówię poważnie.
-Właśnie dlatego mam obowiązek coś ci skołować.-mówi z oburzeniem.i wychodzi. Po jakiś 5 minutach wraca i wręcza piękną, asymetryczną, zwiewną sukienkę. Ma kolor pudrowego różu i przepasana jest złotym warkoczem wykonanym z linki.
-Do tego masz włożyć jeszcze białe sandały.- pokazuje głową na łóżko, gdzie je odłożyła.
- Myślisz, że będę ładnie wyglądać?
-Ja wiem, że będziesz. A teraz idź i się przebieraj, bo patrzeć nie mogę.
  Wchodzę do łazienki i wkładam ubiór. Kiedy kończę przyglądam się sobie. Moim zdaniem róż niezbyt kontrastuje z posiadanym przeze mnie wyglądem.Ale w końcu to Robyn. Nikt nie zna się na modzie tak jak ona. Muszę jej zaufać. Wychodzę przed moją współlokatorkę.
- Ślicznie-  mówi Robyn z zachwytem.
- Nie przesadzaj..-odpowiadam skromnie.
- Zamilcz! Jest wspaniale. O jejku! Już 21:00, a ja jeszcze się nie ubrałam! Idę się przebierać- oznajmia i po chwili znika w łazience. Po jakiś 6 minutach wychodzi ubrana w piękną atramentową suknie, długością sięgającą stóp.Od bioder do końca jej przezroczysta tkanina, która odsłania jej  nogi. Całe włosy spięła w swoje 3 kucyki. Wygląda powalająco. Po jakimś czasie  jesteśmy w Welont. Nigdy tu nie byłam. Wchodząc ma się od razu ,,sale bankietową". A w niej stoły z pufami. Na środku widać scenę z DJ. Wszędzie są kolorowe światełka-czerwone, niebieskie, zielone. Przy stołach jest barek przy którym stoi mnóstwo klientów. Rzygać mi się chce, gdy pomyślę, że spędzę tu całą noc. Nagle podbiega do nas niska dziewczyna z blond lokami. Ubrana jest w prostą sukienkę do bioder, która z boku ma bardzo długie frędzle.
- Cześć kochane...-Melanie przytula najpierw mnie, a potem Robyn.- Cieszę się, że przyszłyście. Chodzie za mną.- nakazuje. Dziewczyna doprowadza nas do stołu, gdzie widzę jeszcze 2 zaproszone- Roxen i Nessa . Wszystkie się witamy, a ja siadam między Robyn, a Melanie. Zaczynamy rozmawiać o wszystkim co mnie nie interesuje- o ciuchach, dietach, celebrytach i (na moje nieszczęście) chłopakach.Jakie to bezsensowne.Nagle Melanie wstaje i pyta:
- Idę po piwo. Jakie chcecie?
-Tyskie, Tatry, Żubra- rzucają dziewczyny.
-A ty Kida?
-Nie piję.- odpowiadam.
- Żartujesz nie?
-Mówię poważnie.
-Przestań. Musisz spróbować. Choć łyka.
-Dobra. -odburkuję.
  Melanie zaraz przychodzi z tacą pełnej szklanek z piwem. Jedną z nich stawia przede mną. Biorę przezroczyste naczynie w rękę i oglądam napój. W końcu biorę łyka. Bardzo dobre.
- I jak?
- Mogłoby być lepsze- mówię, by pokazać, że jestem obojętna.-Co nie zmienia faktu, że bardzo mi smakuje.-oznajmiam. Wszystkie wybuchają śmiechem. Jednak, gdy patrzę na Robyn mówi mi wzrokiem ,,Co ty roisz?! Zachowuj się!!".. Głupio mi. Nie chcę, by Robyn miała przeze mnie zniszczoną renome. Już wiem!! Będę taka jak one. Dokładnie taka sama. Nie lubię kogoś naśladować, ale teraz nie mam wyjścia.
- Melanie, a dasz mi może coś mocniejszego?- pytam.
- O każdej porze dnia i nocy.- mówi z pewnym uśmiechem.Jak na zawołanie pojawia się przed nami kelner. Nie wiem czemu, ale mam dziwne przeczucie, że go znam.
- Na koszt firmy pięknym paniom.
- Dziękujemy.- odpowiadam za wszystkie.
  Biorę łyka. Smakuje nie najgorzej. Bez wstyd wypijam całą szklankę. Od razu czuję się jakoś dziwnie. Wszystko się kręci. Mam wrażenie, że zaraz padnę. NIE! Muszę wytrzymać! Dla reputacji Robyn.  Coś mnie ściska w żołądku. Lecę do toalety i wymiotuję. Chyba nie powinnam pić tego piwa od  kelnera. Nade mną pojawia się moja współlokatorka.
- Wszystko w porządku? Odprowadzić cię do domu?
- Nie zostań z dziewczynami. Nie będę ci niszczyć przyjaźni.
- Co ty bredzisz? Chodź zaprowadzę cię do domu i coś porobimy. Nie musimy wcale tu siedzieć.Dasz radę sama wstać?
- Chyba tak.- staram się wstać, ale mi się nie udaję i upadam jak długa. Robyn bierze mnie pod ramię i chce wyprowadzać z łazienki.
- NIE!- upominam ją.
- Co?!
- Nie wlecz mnie do nich. Nie lubię, gdy ludzie oglądają mnie słabą. Idź do nich i powiedz, że mnie zabierasz. Wyjdziemy od tyłu.
- Dobra.- Robyn wychodzi, a ja czekam. Nagle wchodzi tu osoba, której w życiu bym się t nie spodziewała- Tony.
- Tony? To damska toaleta.- mężczyzna brutalnie ciągnie mnie plecami do swojej piersi i zatyka dłonią usta.
-Jak  będziesz cicho to nikt się nie dowie.- szepcze mi do ucha z lekka przygryzając je. Nie mam siły, by walczyć, nie mam siły by się obronić. Nie dam rady. Wszystko wiruję. Jestem już jego. Przygotowuję się na najgorsze, jednak to nie następuje. Tony po prostu wywleka mnie tylnym wyjściem. Pierwsze co widzę to jakiś czarny van. Tony otwiera drzwi i wrzuca mnie do środka. Słyszę głos jeszcze 1 osoby i to nie mój nauczyciel strzelania. Ten odgłos mówi ,,Witaj Kiniu". Mi coraz bardziej kręci się w głowie, raz zanika mi cały obraz, raz powraca rozmazany. Słyszę jak przez szum syren  straż pożarnych:
-30..29..28..27..26..25..24..23..22..21..20..19..18..17..16..15..14..13..12..11..10..9..8..7..6.5...4...3..2..1-jak na tą liczbę tracę przytomność. W uszach wciąż zostają mi w głowie słowa Tonego:
- Mówiłem, że jestem doskonałym chemikiem panie pułkowniku.


wtorek, 26 sierpnia 2014

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 4 ,,Lekcje strzelania z Tonym"

Zapraszam do czytania i komentowania. Bardzo przepraszam za niekiedy chaotyczne pisanie, ale się spieszyłam. Przepraszam za te kwadraty, na następnej notce już ich nie będzie,ale program się zepsuł :'(. A następny wpis pojawi się we wtorek.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Stoję na betonowym okręgu i łapię się gumowej linki na której kiedyś wisiało wiadro do pobierania wody. Pierwszy raz boję się skoczyć w głąb studni. Nie nie skoczę! Teraz pójdę do domu, poleżę, wymyję i będę unikać pułkownika najlepiej jak mogę. Tak to świetny pomysł. Nie będę już przychodzić do W.I.N.D i będę wieść spokojne życie....TCHÓRZA! To słowo przebija mnie na wylot. Nie jestem tchórzem i nigdy nie byłam..., więc czemu chcę się tak zachować? Zaczynam nerwowo rozglądać się po okolicy. Po lewej widzę pociąg, który stoi tak blisko, że stykam się z nim ramieniem. Spoglądam w prawo i mam przed sobą znów widok starych pojazdów, tyle, że są jakieś 3 metry ode mnie. Nie mam pojęcia co jest za pociągami stojącymi na malutkich torach. Jest ich tak dużo, że się zastanawiam, czy coś tam w ogóle jest. Patrzę w górę. Od razu wita mnie wielki napis ,,SKUP POCIĄGÓW PRZEDWOJENNYCH”.
Samo to miejsce zostało wybudowane tuż po zaborze. Zostały zsyłane tu hiszpańskie kolejki. Teraz zamiast nich jeżdżą, niezbyt lepsze, niezbyt szybsze, niezbyt wygodniejsze pociągi polskie. Często zastanawiałam sę nad tym ruchem i doszłam do 3 powodów tej strategii:
      1. Są idiotami, ale to odpada.
      2. Chcą zabrać nasze dobra i dać dla siebie, bo jesteśmy gorsi...zajęci.
      3. Być może jest tu jakaś organizacja, która bierze te pociągi i na coś je przetapia, choć to mało prawdopodobne, bo gdyby ktoś tu w ogóle przychodził W.I.N.D nie zrobiłby swojej kryjówki.
        A zresztą co mnie teraz obchodzi, po co to wszystko jest? Żyję pod zaborami i nic tego nie zmieni. Teraz muszę myśleć o mojej najtrudniejszej rozmowie w życiu!! Próbuję odtworzyć w myślach cały scenariusz, ale nie potrafię. Przełożę tę rozmowę na jutro. Tak. Już mam schodzić, gdy nagle robię coś czego nie powinnam. Skaczę i spadam w dół trzymając się śliskiej, gumowej linki.
Mój upadek amortyzuje duży i miękki materac. Podnoszę się na łokciach i rozglądam się po całym ośrodku W.I.N.D. Jestem w wielkim tunelu kanalizacyjnym. Mam przed sobą tunel na prosto i na tył. Całe życie ruchu oporu jest w korytarzu za mną. Tylko tam są inne poboczne ścieżki. I właśnie w tych ścieżkach jest wszystko- nauka strzelania, walki wręcz, taktyki, lekcje hiszpańskiego, naszej historii i kultury. Leżę na materacu. Czemu wskoczyłam tu dzisiaj? Przecież
mogłam pójść jutro. Kiedy wrócę do domu, nałożę sobie taką karę, że na długo sobie zapamiętam!

-Ej, ten materac nie jest do wypoczywania, tylko do spania.- śmieje się niski blondyn o zielonych oczach stojący nade mną. Zawsze uważałam jego masę mięśniową za godną pozazdroszczenia. W sumie lubię go, ale na ten moment akurat jest mi zbędny. Nie dość,że uczy strzelać to jeszcze jest człowiekiem pułkownika.
                • Bardzo zabawne Tony.- kąsam. 32-letni mężczyzna kładzie się obok mnie (wiem o czym myślicie- autorka XD) *
                • Przyszłaś na lekcje?
                • Nie. Tak naprawdę to nie wiem po co tu jestem.
                • W takim razie zapraszam cię na strzelnicę. Przyjmujesz?
                • Jasne.- mówię wstając i razem idziemy.
Po jakiś 8 minutach jesteśmy już na strzelnicy. Tony otwiera metalową gablotkę z pistoletami. Tylko on ma do niej dostęp. Wręcza mi pistolet mały, taki jaki jest widoczny na filmach historycznych.
                                                                           - Dobra stoisz prosto, na dwóch nogach. Oddychasz spokojnie i masz oczy cały czas wpatrzone w cel. Gotowa? Cel......Pal!!!!
W tej chwili z broni wydobywa się huk kuli, która trafia w sam środek tarczy. Nigdy nie lubiłam tego dźwięku, ale cóż.
 - Nieźle, ale trochę ci brakuje.
  - Wiem
  - Wychodzisz gdzieś dziś?- nagle odpala.
  - Tak. Ja, Robyn i jej koleżanki idziemy o 22 do Welont.
  - Uuuuuuuu.....
  - A co?
  - Chciałem Cię zaprosić. Tyle, że nie na strzelnice, a do siebie. Może następnym razem?
  - Chętnie skorzystam.

                    • .
Kolejne 4 godziny upływają nam na strzelaniu. A ja ciągle zastanawiam się nad propozycją Tonego. Czy to możliwe, że się we mnie zakochał? Co on we mnie widzi? Jestem największym antyspołeczniakiem na świecie, mam czarne włosy i piwne oczy, które kontrastują  się nie najlepiej. Moje biodra są wielkie jak u słonia. A moje najlepsze atuty to duże cycki i wysokość. Poza tym nie mam nic. Nawet Robyn mi to powiedziała. Ale może ma zaburzenia wzroku i tego nie widzi. Bardzo prawdopodobne.
-Kida, wiesz co ja już muszę lecieć. Oddaj pistolet.- mówi wyciągając rękę.
- Proszę- mówię podając broń. Tony chowa ją w gablotce i wychodzi. Ja zanim.

Z W.I.N.D da się wyjść tylko w 1 sposób. Wziąć linkę w ręce i się wspinać. Nie jest to zbyt fajne, ale nie mam wyboru. Zaraz po tym jak Tony jest już na powierzchni, wspinam się ja. Przy takich momentach, gdzie muszę dawać z siebie dużo wysiłku, zawsze śpiewam . Moje covery nie są najgorsze, więc chyba to nikomu nie przeszkadza. Tym razem zaczynam śpiewać utwór Sandaless- ,,Przetrwamy”. Od razu lepiej mi idzie. Kiedy już oddycham świeżym powietrzem zauważam, że nie ma tu Tonego. Pewnie bardzo mu się spieszyło, że tak szybko poszedł. Wracam do akademika. Naciskam na klamkę i otwieram drzwi. Pierwsze co widzę to Robyn stojąca przede mną i mówiąca z zawodem
- Jak mogłaś..... 

* (wiem o czym myślicie- autorka XD)- taka informacja ode mnie XD

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 3 ,,Lok daje mi rady?! "

   Specjalne podziękowania dla Mad, która dała mi pyszne ciasto oraz bardzo, ku mojemu zdziwieniu,  zainteresowała się blogiem. Dziękuję ;) Następna notka z powodu braku neta, będzie dopiero w czwartek. Przepraszam, ale wtedy naprawią!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Lok Pelloni (a może teraz już inaczej się nazywa?). Od niego dostałam zegarek. To on zawsze patrzył na mnie swoimi czarnymi, pobłażliwymi oczami, gdy nabroiłam. To on zawsze przyglądał się mi, gdy szłam do szkoły. I choć dzieliły nas tylko 4 lata nie było momentu, gdy się nie dogadywaliśmy. Aż do tego feralnego dnia. Lokuś podobnie jak Irina chciał wywieźć rodzeństwo do Ameryki. Wyjechał, ale beze mnie. Poprosił bym została w Hiszpanii. Tłumaczył się, że będę tylko trudnością, że ze mną będzie ciężej, ale będzie przysyłał pieniądze. Więc zostałam i to był największy błąd mojego życia. Braciszek wyjechał i co? Na początek nie wysyłał pieniędzy, jednak nie przejmowałam się tym. Myślałam, że jeszcze szuka pracy, ale po jakiś dobru miesiącach dostałam list:
Kido!!
Aktualnie jestem w Polsce. Układam tu pewne sprawy i to bez Ciebie, więc teraz nie dzwoń do mnie, nie pisz, nie przyjeżdżaj, a przede wszystkim nie licz na żadne pieniądze. Od dziś radzisz sobie sama!!!!

I po prostu mnie zostawił. Nienawidzę go! Ciekawe jak mu się ułożyło ? Mam nadzieję, że skończył jako sprzątacz, albo sklepikarz w jakiejś ruderze nazywanej sklepem. Uspokajam się i patrzę na Robyn.
-Tak, chodzi o te larwę.
-Kida jeszcze mu nie wybaczyłaś?
-Nie. Mam mu wybaczać zdradę?!
-To nie zdrada. Ja nie uznaję zdrad, bo każdy robi coś w jakimś celu. Tak samo ty nie powinnaś się obrażać, bo pewnie miał swoje powody. Znam Loka i wiem, że mógłby zrobić coś takiego, ale swojej kochanej siostrze? W życiu! Może sytuacja tego wymagała?
-Raczej oznajmiłby mi to!
-Może nie mógł.
-Na pewno mógł!
-Skończmy tą rozmowę, bo pewnie zaraz się pokłócimy! Kojarzysz Melanie z pokoju 23?
-Tą z blond lokami?
-Tak
-Kojarzę.
-To dobrze, bo jutro zaprosiła nas na imprezę do Welont.
-Welont?- upewniam się. Czyżbym się przesłyszała? Melanie zaprasza nas (mnie?!!!) do najlepszego klubu w Hiszpanii?!
-Tak. Welont.-widać, że to dla niej bardzo ważne. Za to ja nienawidzę imprez. Denerwują mnie te światła, muzyka, a w szczególności ludzie. Jednak Robyn robi na mnie takie oczy, że muszę się zgodzić.
-Kto tam jeszcze będzie?- pytam jednocześnie zgadzając się na wyjście.
-Taaaaaaaakkkkkk!!!!-drze się w niebo głosy.
-Ucisz się!!!-sama wrzeszczę (brawo ja!!)- Jest późno.-ściszam głos, żeby za chwilę współlokatorka nie oskarżyła mnie, że ja też się wydzieram.
-Po prostu w końcu wychodzisz do ludzi, a nie siedzisz w pokoju, albo spacerujesz sama po Osiedlu.
-Nieprawda! Dziś wyszłam aż do Centrum.-bronię się.
-Miła odmiana.- śmieje się. Zresztą ja też.
  • A tak przy okazji na którą jest impreza?-pytam
  • Na 22:00.
  • Tak późno?-pytam z niedowierzaniem. Zwykle kiedy byłam na imprezach (kogo ja oszukuję? Na urodzinach) zaczynały się góra o 20:00.
  • Kida, jesteśmy już dorosłe. Teraz wybacz, ale idę już spać.-mówi waląc się na łóżko.
  • Poczekaj! Czemu Melanie zaprasza mnie na imprezę? Nawet się nie znamy. Dziwię się, że w ogóle zna moje imię.-jednak nie otrzymuję odpowiedzi, bo Robyn jest już daleko w krainie snów. Po dłuższym dylemacie czy zrobić to samo czy nie oddaje się w objęcia Morfeusza.
    Budzę się i jak zwykle pierwsze co robię to biorę telefon, by sprawdzić wiadomości. Widzę na ekranie godzinę 8. Zaraz gdzie mój zegarek?!! Gorączkowo rozglądam się po pokoju. Szukam w szafkach, na łożku, pod łóżkiem. Nie ma. Nagle staje nade mną Robyn.
  • Czego szukasz?
  • Zegarka.
  • Aaaa...wyrzuciłam go.
  • Co zrobiłaś? -warczę.
  • Wyrzuciłam go.
  • Jak mogłaś?!
  • Ha! Jednak nie chcesz się pozbywać Loka?
  • Oczywiście, że chcę! Ale nie chcę wymazywać dziadka!
  • Wmawiaj sobie.-mruczy.
  • Gdzie jest zegarek?
  • Jaką ty masz słabą pamięć. Ręce.-rozkazuje
Podnoszę kończyny i rzeczywiście jest. Robi mi się głupio.
-Przepraszam.
-Nie ma za co. A tak w ogóle dziś impreza. O 22:00. Przynajmniej to pamiętaj!
- Jasne.
Robyn po niedługim czasie wychodzi, a ja sama podążam jej śladem i wychodzę po dawkę świeżego powietrza.
Dzień jak zwykle jest słoneczny i miły. Jednak dziś można poczuć lekki wiaterek, który delikatnie muska mi czarne włosy. Przycupnęłam obok swojego ulubionego drzewka na Osiedlu. Nazwałam je Pan Garry. Zawsze siedzę koło niego, gdy mam jakiś problem. A teraz mam i to nie mały. Z jednej strony chcę wyjechać do Polski ( chce pomóc Hiszpanii), a z drugiej jest wielkie prawdopodobieństwo, że spotkam Loka. Ale żadna z tych rzeczy nie zmienia faktu, że bardzo boję się pułkownika. Pogłoski o tym, że jego angażowanie ludzi w niektóre sprawy są prawdziwe. Kiedy jeszcze szkolił nas w W.I.N.D-zie prowadzone przez niego treningi były straszne. Kazał nam skakać przez dziurę o długości 6m (rekord świata w skoku to 7m), a jeśli ci się nie udało spadałeś do środka i musiałeś czekać tam pół godziny za karę. To było straszne!!! Większość ludzi przestała w ogóle przychodzić do W.I.N.D-u. Kiedy pytałam co było powodem nie odpowiadali, tylko ostrzegali przed niektórymi wyższymi osobami. A jedynymi wyższymi osobami z którymi mamy kontakt w naszym ruchu oporu jest pułkownik. Od tamtej pory staram unikać się jego osoby. Nigdy nie byłam obiektem jego planów, aż do teraz. Na dodatek jeszcze mu się sprzeciwiłam. Pięknie, po prostu cudnie!!!! Na pewno coś mi zrobi, albo jeszcze gorzej.
- Fenomenalnie Panie Garry!!- mówię zwracając się do drzewa. Podkulam się i splatam ręce na kolanach. Chyba jestem naprawdę zmęczona, bo zasypiam.
Jestem w ciemnym miejscu. Nie ma tu nic. Nie, widzę coś. To jedyne światło tutaj. Podchodzę.
-Wiesz, że powinnaś mu pokazać, że się nie boisz.-Rozpoznaję ten głos i samą postać.
      • Lok, pomyśl trochę. Wiesz do czego ten facet jest zdolny?
      • I to ma być powód dla którego się męczysz. To, że istnieje minimalna szansa, że coś ci zrobi?
      • Tak.
      • Ty to masz problemy. Idź i mu wygarnij. To twoja odpowiedz.-mówi i znika.
Budzę się. Ale to był dziwny sen. Najgorsze, że to Lok udzielał mi rad. Chociaż nie powiem, że doradził mi źle. Szczerze? Mimo, że to pomysł mojego brata wypróbuję go. Wstaje i ruszam w stronę siedziby W.I.N.D-u.

internet. Zapraszam do czytania i komentowania ;)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 2 ,,Lok, prawda? "

Kolejna notka w czwartek. Zapraszam do czytania i komentowania ;)
-------------------------------------------------------------------------------------
--Nie rozumiem....
-Posłuchaj. Wyjedziesz sobie do Polski, poszpiegujesz i wrócisz. Oczywiście w blasku chwały-dodaje po chwili.
.-Nie zależy mi na niej.- oznajmiam stanowczo. On poważnie myśli, że liczę tylko na „sławę”?!
-Ale zależy ci na wolnej Hiszpanii? Prawda?- dodaje z ironicznym uśmiechem, a w jego głosie manipulacja jest aż nadto wyczuwalna. Kida, nie daj się wkopać!
-Tak, ale uważam, że dziewczyna, która boi się skoczyć z 3 schodka na klatce schodowej nie ma żadnych szans. Nie mam ochoty iść na pewną śmierć.
Pułkownik chce jeszcze coś powiedzieć, ale przerywam mu:
-Proszę mnie nie namawiać, bo Pan składa mi  tylko propozycje, bo gdyby to nie była propozycja już bym siedziała w samochodzie wywożącym mnie do RP. A z tego co wiem na propozycje można odmawiać i to właśnie robię. A przy okazji ta rozmowa jest już  denerwująca, więc ja już wyjdę. Dziękuję i przepraszam za moją odmowę. Do widzenia.
Wstaję i wychodzę. Nie mam ochoty na dalsze namowy. Nie pojadę i już! Niech się z tym pogodzi! Przekraczam  próg domu wojskowego. Jestem tak zdenerwowana, że z chęcią bym zniszczyła całą ulicę. Jednak muszę się powstrzymać. Dziś mam już dość sprzeczek ze służbami krajowymi. A tak przy okazji, która godzina?  Podnoszę prawą rękę na którym zawsze mam złoty zegarek z czarnymi wskazówkami.  Jego obręcz jest zwykła, po prostu metalowy pasek. Na tarczy wszystko też jest takie samo- nie wyróżniającym się od najzwyklejszego miernika czasu. Jednak jest moim ulubionym akcesoriem garderoby, bo ma  na sobie wygrelowany napis „ To miłość sprawia, że człowiek to dalej człowiek”. Kocham ten słowa tak samo jak ten zegarek, choć mam też z nim straszne wspomnienie. A oto one:
     Miałam wtedy 11 lat i dostałam go od osoby o której nie chcę ani wspominać ani pamiętać. Nasilenie Polaków na przechczenie nas na ich narodowość zaostrzyło się. Palono hiszpańskie książki, , rzeczy hiszpańskiej produkcji, a .ludzi stawiających opór wywożono do obozów pracy. Każdy człowiek był przeszukiwany i „okradziony” ze swoich rzeczy. Mnie też to nie ominęło. Nie znaleźli u mnie nic prócz minionego zegarka. Chcieli mi go zabrać, ale babcia i dziadek ,u których wtedy mieszkałam, nie zgadzali się, gdyż był to prezent Między nami a funkcjonariuszami rozpętała się kłótnia. Mieliśmy nawet iść na ,,roboty" w obozie, ale wtedy podeszła do nas jakaś pani (nie pamiętam już jej wyglądu) i się zaczęło:
-Widzę, że nie chcecie oddawać tego zegarka? Ja też nie chcę smucić dziewczynki. Mam propozycje. Ja zabiorę rzecz tej młodej damie i pójdziecie na ,,prace" za utrudnianie mi roboty lub….zostawię go i was w spokoju, ale za to któreś z was pójdzie do wojska. Brakuje nam ludzi, a szczególnie młodych osób.-pamiętam, że skierowała swój wzrok na mnie-Proszę wybierać. Pamiętam, że babcia i dziadek bardzo przerazili tej propozycji, bo każda z tych opcji oznaczała śmierć. Już chciałam iść i oddać się w ręcę wojskowych, gdy wystąpił dziadek i powiedział: „To będzie dla mnie najgorszą rzeczą ze wszystkich, ale wstępuję w szeregi armii RP za moją wnuczkę”. I po prostu go zabrali. Nie pozwolili nawet się pożegnać. Wszyscy mówią, że powinnam go wyrzucić, pozbyć się, ale: nie chcę. Przypomina mi o dziadku. O jego miłości, a przede wszystkim heroizmie.
  Ojej! Miałam sprawdzać godzinę, a nie zawartość mojej głowy! Jest 16:49. CO?! Zaraz spóźnię się do pracy. Przyśpieszam kroku. Jest to moja pierwsza praca z dziećmi i nie mam ochoty zostawiać po sobie złych wspomnień. Po jakiś 20 minutach jestem już pod małym jak zwykle biało-czerwonym domem. Pukam. Drzwi otwiera mi starsza kobieta o siwych włosach i zielonych oczach.
-Dzień dobry. Przyszłam zająć się dziećmi.-kobieta nic nie mówi tylko zaprasza mnie do środka. Kiedy jestem już w progu, staruszka krzyczy w głąb domu:
-Matias, Irina przyszła pani opiekunka!
Po chwili przed sobą mam 2 dzieci. Jedną 13- latkę i jednego 5- latka. Oboje mają brązowe włosy i oczy, a także oliwkową cerę. Staruszka udziela mi tylko informacji co i jak mam robić, a potem odchodzi. Zostaję sama.
-Hej. Mam na imię Kida i dziś się wami zajmę. A jak wy macie na imię?
-Jestem Matias, a ona to Irina. Nie martw się jak będzie nudna, ona po prostu taka jest.
Po moich obserwacjach uważam, że Irina jest nie o tyle nudna co smutna, więc kiedy Mati poszedł już spać spytałam jej:
-Co się dzieję? Masz taką kwaśną minę?
-Nie jest kwaśna tylko smutna.- poprawia mnie.
-Co się dzieję?
-Po prostu nie chcę tu być! Nie chcę dalej żyć pod polską okupacją! Chciałabym wyjechać do Ameryki, znaleźć tam pracę  żyć w spokoju z bratem! Chcę móc mu zapewnić bezpieczeństwo, a tu nie jestem w stanie. Po prostu nie umiem!- rzuca mi się z płaczem w ramiona.
Mija jakaś dobra godzina zanim układam ją do snu. Po niedługim czasie przychodzą rodzice:
-Dziękujemy pani za opiekę? Dzieci sprawiały jakiś kłopot?
-Nie. Wszystko było w jak najlepszym porządku.-trochę ich okłamałam, ale wiem, że straciłabym w oczach Iriny, a nie mam na to ochoty.
-Czy mogłaby pani zająć się dziećmi w następny weekend?
-Tak. Myślę, że tak.
-Dobrze w takim razie do piątku.-mówi dystyngowanie kobieta wręczając mi plik papierkowych pieniędzy.Żegnam się z państwem i wychodzę. Przez całą drogę rozmyślam o przemyśleniach Iriny. Że  miałaby  ona tyle samodzielności, odwagi i miłości, żeby zaopiekować się bratem w Ameryce. To wspaniałe.Mój…to znaczy kiedyś bliska mi osoba miała takie same plany wobec mnie, ale po prostu….coś się wydrzyło.
 Dochodzę do akademiku. Tu mieszkam. Kiedy zmarła mi babcia miałam 19 lat. Miałam zdawać maturę. Zdałam i to nawet całkiem nieżle. Poszłam na studia o kierunku psychologicznym. Teraz specjalnie nie zdaje testów i dorabiam dorywczo, żeby się utrzymać. Nie wiem jak długo jeszcze pociągnę. Mijam panią Sarę- woźną w akademiku.
-Jak testy? Nie mów, że 5.-przekomarza się ze mną. Ona wie.
-Wagary i dzieci.- odpowiadam z ironią
-Hahahaha…..-słyszę tylko śmiech, gdy ochodzę do pokoju 33-mojego i Robyn.
   Robyn jest bystrą dziewczyną i moją współlokatorką od 4 lat. Choć ciągle imprezuje, pije i randkuje to świetna uczennica i przyjaciółka. Jej włosy zawsze zmieniają wygląd. Nigdy nie miała tak samo pofarbowanych i ułożonych włosów. Teraz wybrała sobie styl na Korrę z „Avatara”- brązowe włosy splecione w 3 kucyki
Siadam na łóżku i zaczynam płakać. Wspominam osobę, która miał a mnie wywiezdz do Ameryki bym była bezpieczna i podarowała mi zegarek. Spoglądam na pamiątkę i zdejmuję ją. Chyba pierwszy raz od kilku lat. Płaczę, wspominam dzisiejszy dzień i wiele innych rzeczy. Nagle do pokoju wchodzi Robyn. Jak zwykle ubrana jest dość ekstrawagancko. Nie zdziwię się jak powie mi ilu chłopców ją dziś przeleciało. Jednak ona po prostu bierze zegarek i nakłada mi go  na rękę.
-Co jest? Czemu go zdjęłaś?- z jej ust nie wydobywa się taki zapach alkoholu jak zwykle, ale na bank coś  piła.
-Opiekowałam się  dziećmi- Iriną i Matiasem. Dziś dziewczynka powiedziała mi, że chce zapewnić bratu lesze życie, a jeszcze wcześniej dostałam ofertę wyjazdu do Polski i…-nie dokańczam, bo Robyn ucina cały mój rozwód jednym prostym zdaniem, które załatwia wszystko:
-Lok? Prawda?

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 1 ,,Szpieg” Zapraszam do czytania i wypełnienie ankiety na końcu bloga. Do jutra ;) _____________________________________________________________ Mam na imię Kida, a właściwie Kida Pelloni. Przeżyłam tylko 5 lat. Nie. Tak naprawdę żyję 25 lat, ale tylko 5 lat przeżyłam jako wolna Hiszpanka. Minęło dokładnie 20 lat od kiedy mała i na pozór słaba Polska zaatakowała wszystkie inne kraje stając się największym imperium. Ludzie, do dziś zastanawiają się jak do tego doszło. Niektórzy, tak jak ja wiedzą, bo widzieli atak. Broń. RP skonstruowało sobie broń dziwną i fascynującą. Nie wiem jak ją stworzyli. Nie wiem gdzie ją mieli, gdy.....gdy...zabili mi rodziców. Jednak wiem, że ani ja, ani Hiszpania nigdy się nie poddamy!Organizowaliśmy już wiele Ruchów Oporu, lecz Polska nie była taka lekkomyślna. Za czasów II wojny światowej sama robiła takie organizacje. Z tego co miałam na historii Polski nawet największe w tamtych czasach. Jednak dopiero przy pomocy innych ,,krajów okupowanych '' Hiszpania stworzyła W.I.N.D- ruch oporu dla wszystkich ,,państw zajętych'' (jednak nie ma w tej grupie Stanów, ponieważ one nadal się bronią). Mogli wejść do niej ludzie starzy i młodzi. Po prostu każdy kto nie był Polakiem (wszyscy nowicjusze byli sprawdzani). Ja też dołączyłam. W ciągu kilku miesięcy nauczyłam się walki, strzelania itp. Byłam nawet całkiem niezła. Jednak.... -Czego tu szukasz?- łapie mnie za ramię jakiś mężczyzna. Słyszę, że to Polak, a zerkając na jego ubiór, że to policjant. Nie dziwię się, że mnie złapał. Ja na jego miejscu też zatrzymałabym dziewczynę, która włóczy się na prawo i lewo. -Szukam psa-odpowiadam-Widział go Pan. Taki czarny pudel. -Nie nie widziałem. Ale twój pies przybiegł aż tu? Do centrum. Osiedla mieszkalne są tam.-pokazuje palce w tył. -Gonił szczura. -Szczura? - Tak. Osiedla są ich pełne. Musicie coś z tym zrobić. -To nie nasza działka.-już się odwraca, by sobie pójść, gdy nagle znów pyta- Smycz? -Co takiego? -Skoro uciekł ci pies. Prawdopodobnie zerwał ze smyczy, to powinnaś mieć smycz w ręku. -Przecież wszystko powiedziałam!!-wybucham, ale schodzę z tonu, bo przypominam sobie do kogo mówię. Nie chcę kłopotów-Zakładałam smycz, gdy Sidney zobaczył szczura. Po prostu zaczął za nim biec, a smycz była już przyczepiona do obroży.-Może jak będę histeryzować to da mi spokój? Zobaczmy.-Niech mi już pan da spokój. I tak już mnie to załamało. Jeszcze pan? A co powie Ana. Zabije mnie. Zabije.-zaczynam histeryzować. -Spokojnie.-ma już mnie dosyć. Poszukaj go. Ja już cię żegnam i życzę powodzenia.-odchodzi. W końcu. Odwracam się i upadam pod wpływem zderzenia z kimś. -Przepraszam.-mówię leżąc. Mężczyzna podaje mi dłoń, którą przyjmuję i przyciąga mnie do swojej głowy. -Nie ma za co....Kiniu.-mówi ironicznie. Dopiero teraz go poznaję. Nikt inny do mnie tak nie mówi. -Pan pułkownik?-pytam -Tak, ale na razie będę kimś innym.-obracamy się i idziemy w stronę Osiedla mieszkalnego. -To jakie ma pani powody, by pracować w mojej firmie?- pyta, kiedy przechodzą obok nas ludzie. Już rozumiem o co chodzi. -Cóż....jestem bystra, inteligenta, pomysłowa, pracowita.- i tak dalej. Ta rozmowa była tak interesująca jak śmietnik pod Biedronką..Aż mnie od niej mdliło. Wolę, gdy rozmowa jest poważna, a nie....W końcu dochodzimy do jego domku (na Osiedlach nie ma bloków). Biało-czerwony jak wszystkie. Nad drzwiami n. ma być namalowany lub przybity biały orzeł. Nie wiem po co. Może ma to w nas wzbudzić polskość? Jeśli tak to obrali marną strategię. Przekraczam próg progu pułkownika. Jak w każdym domu jest tylko jedno piętro, a na nim łazienka, salon, kuchnia. To wszystko. -Przejdźmy do salonu- oznajmia pułkownik. Na pierwszy rzut oka widzę łóżko, stół i 2 fotele. Pod oknem stoi telewizor i komoda, a biało- czerwone ściany tylko jeszcze bardziej denerwują i zasmucają Hiszpanów. Siadam w fotelu. Nie jest zbyt wygodny. -Po co mnie pan tu sprowadził?- nie lubię się bawić w uprzejmości-Nie sądzę, żeby celem spotkania była praca w firmie, która nie istnieje.- dodaję ironicznie. -Kinia....wiesz co się dzieję w W.I.N.D-zie? -Nie do końca. Nie interesują mnie ,,ploteczki”. -W takim razie nie słyszałaś o wyborach? -Jakich? -Obserwowałem cię już od dawna, ale.... -O co chodzi?- zaczynam krzyczeć -Aktualnie cały W.I.N.D poszukuje agenta wywiadu, który będzie szpiegował dla nas. -I w związku z tym?- pytam podirytowana -I chyba w końcu cię znalazłem.
Prolog

Następna notatka za chwilę, bo raczej nie myślę, by prolog miał sens bez 1 rozdziału. Więc serdecznie zapraszam ;D

  • -Niesamowite prawda?- spytał profesor Radewski  generała Różyckiego, który siedział za lustrem weneckim i bacznie obserwował pracę konstruktorów.
  • -Rzecz jak każda. Nic nadzwyczajnego.Szczerze cały ten pomysł z bronią mi się nie podoba.
  • -Czemu? Przecież z nią nasze wojska będą przewyższać samą Legię Cudzoziemską, możemy pomagać....-nie skończył, ponieważ generał przerwał mu ostrym tonem.
  • -Ponieważ mają ją ludzie! Nie przepadam za Panem, Panie profesorze, ale uważam Pana na tyle bystrego, by przewidzieć dokąd prowadzą człowieka ,,dobre” wynalazki!-wybuchnął Różycki. Miał powoli dosyć tego, że wszyscy uważali nową broń za cudo, choć na pewno było jednym-śmiercią.-To tak jak z ogniem. Nasi przodkowie wymyślili go, by piec jedzenie. Chcieli dobrze, a my jak z tego korzystamy? Niszczymy. Palimy budynki, robimy bomby, podpalamy nawet ludzi. Chyba taki przykład Panu starczy?
  • -Tak. Jednak myślę, że wszystko będzie w porządku. Miejmy nadzieję, że Polska nie pójdzie w ślady pańskiego scenariusza.-powiedział wyniośle Radewski. Przecież nie wierzył w głupią przyszłość wymyśloną przez generała, a jednak miał wątpliwości.
  • -Miejmy nadzieję.-odburknął Różycki i oboje powrócili do oglądania nowej broni na pozór nic nieznaczącej Polski.

Cześć!

                                                   Witam!!!!!!!
Dziękuję za wejście na mojego bloga. Mam nadzieję, że będzie się  Wam  podobał. Jestem otwarta na krytykę jeśli chodzi o moje zapiski, ale bardzo proszę, by była ona uzasadniona. Z góry chciałam podziękować mojej mamie oraz  tacie, który podał mi kilka ciekawych pomysłów. Cały blog dedykuję moim przyjaciółkom: Basi, Chrzanowi oraz Patrycji, które były ze mną cały czas i w niecierpliwości czekały na ten blog, jak i również pomagały tworzyć postacie, kiedy siedziałyśmy razem na plaży (mówię, bo być może nie pamiętają). To tyle z mojej strony....A i bym zapomniała!!! Notatki będą pojawiały się w wyznaczone przeze mnie terminy!! To chyba już wszystko. Jeszcze raz dziękuję za wejście  oraz wszystkim osobom, które się udzielały w  tworzeniu. Jestem dumna mając takich znajomych i rodzinę!!!!!